Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dawne żorskie młyny: kiedyś dawały pracę, dzisiaj są kompletną ruiną

Katarzyna Śleziona
Młyn widoczny z ul. Rybnickiej
Młyn widoczny z ul. Rybnickiej ARC. / Muzeum Miejskie w Żorach
Kiedyś dawały pracę wielu żorzanom, dziś są kompletną ruiną. Już dawno powinny zostać wyremontowane lub zburzone, bo szpecą, a nawet zagrażają bezpieczeństwu - pisze K. Śleziona

Gdy w 1974 roku kupowałem działkę w Baranowicach, młyn na skrzyżowaniu wiślanki i ul. Młyńskiej dobrze prosperował.
Od kilkunastu lat młyn to kompletna rudera, w której nie ma już co ukraść. Strach obok niego przechodzić, bo nocują tu osoby bezdomne – mówi nam Jan Kolon, mieszkaniec Baranowic. To niestety nie jedyny młyn w Żorach, który kiedyś był perełką, a dzisiaj „umiera” na naszych oczach. Podobne obiekty mamy w Śródmieściu i przy ul. Dworcowej.
Budynek młyna w Baranowicach został wzniesiony na początku XIX w. jako młyn wodny. Sto lat później działał już tu młyn parowy, a po II wojnie światowej elektryczny. Młyn od ponad 10 lat stoi pusty i jest rozkradany. – Taki ohydny budynek „wita” kierowców wjeżdżających wiślanką do Żor. To nie jest dzisiaj wizytówka miasta – mówi Barbara Troszka, mieszkanka osiedla Sikorskiego. Jednak kiedyś obiekt dobrze prosperował. – Za Niemca ludzie podobno przyjeżdżali tu ze zbożem na przemiał. Sam pamiętam czasy, gdy była tu kaszarnia. Pracowały trzy zmiany. Pracownicy obrabiali jęczmień na kaszę. Było dużo transportów. Wagony z tonami zboża przyjeżdżały na nieczynną dzisiaj stację w Baranowicach, która znajduje się naprzeciw młyna, po drugiej stronie wiślanki. Przyjeżdżały traktory z przyczepami pod rampę i dowoziły zboże do młyna. Trafiało ono do piwnicy, a potem elewatorami do góry – mówi pan Jan. Zboże przechowywano w sześciu silosach. Dzisiaj potężne silosy jeszcze stoją, ale budynek młyna „woła o pomstę do nieba”. – Prywatny właściciel we własnym zakresie zabezpiecza ten obiekt. Obiekt jest nieużytkowy, więc nie mogę go zamknąć. Wiem, że właściciel chce go sprzedać, ale to jest bardzo trudne. Młyn to ruina i znajduje się w nieciekawej lokalizacji – mówi Andrzej Brocki, inspektor nadzoru budowlanego w Żorach. Pan Jan z Baranowic uważa, że obiekt powinien zostać zburzony.
Z kolei żorskie Śródmieście szpeci dzisiaj także amerykański młyn parowy przy ul. Rybnickiej. Powstał w 1840 r. jako parowy młyn zbożowy z inicjatywy radnego Karola Wojskiego. - W latach 50. XIX w. odbiorcami znacznej części mąki wyprodukowanej przez młyn parowy były Austria i Czechy. W 1881 roku młyn należał do rodziny Abrahama Sterna. Na skutek wprowadzenia opłat celnych na zboże sprzedaż do Austrii i Czech zmalała. Przemiał zboża zredukowano do 1/3 zdolności produkcyjnej. Młyn zatrudniał tylko 8 osób. W 1922 roku produkcja wynosiła już 50 ton dziennie. 3 lata później produkowano tu już 10800 ton i pracowało 50 pracowników. W tym okresie był największym młynem na polskim Górnym Przedmieściu – mówi Barbara Kieczka, autorka książek historycznych o Żorach.
Młyn pracował do sierpnia 1938 roku. W nocy z 6 na 7 sierpnia o godzinie 0.30 wybuchł pożar. Spowodował go wybuch w ekshaustorze, wentylatorze wysysającym gazy, pyły lub dymy ze zbiornika. Ogień szybko objął wszystkie piętra. Uratowano kotłownię i maszynownię. Straty były nie do oszacowania. Spalił się budynek, który dawał nie tylko wielu żorzanom pracę, ale jednego z największego płatników podatku. Ucierpieli też okoliczni rolnicy, którzy dowozili do młyna dziennie płody rolne i dziennie otrzymywali za nie po kilka tysięcy złotych. Na szczęście obyło się bez strat w ludziach – dodaje Kieczka.
Jeszcze w latach 70. XX wieku działał w Żorach trzeci młyn, zwany dawniej „Wasser Muhle”. Działał jako młyn wodno-elektryczny. Wzmianka o najdawniejszych jego właścicielach pochodzi z 1906 roku, ale został wybudowany wcześniej. Stał na posesji Johanna Kimmela, która ciągnęła się wzdłuż ulicy Dworcowej i Stawowej, przy dwóch stawach. W 1918 roku posesję z młynem nabył Józef Piekoszowski. Młyn prowadził do połowy XX wieku. W młynie wodnym znajdowały się specjalne kamienie z piaskowca, które służyły do mielenia ziaren. Były tam także kamienne żarna, które wykorzystywano tylko do wstępnego czyszczenia ziaren z kiełków. Przed zmieleniem zboże musiało przejść przez specjalne maszyny czyszczące. Potrzebowało ośmiokrotnej przeróbki w młynie, zanim stało się czystą mąką – mówi Kieczka. Produktem ubocznym obróbki były otręby.
Pod koniec lat międzywojennych młyn stał się wodno-elektryczny. - Był czynny przez całą okupację niemiecką. W styczniu 1945 r., gdy do miasta zbliżał się front wojsk rosyjskich, w piwnicy domu i w młynie Piekoszowskiego stacjonowało wojsko niemieckie, które zabezpieczało przegrupowanie się wojsk niemieckich przed Rosjanami stacjonującymi na Kleszczówce. W wyniku działań wojennych w marcu 1945 roku młyn ocalał od zniszczeń. Tego samego roku Rosjanie uruchomili jego działalność, bo potrzebowali mąki do wypieku chleba razowego dla wojska. Zmuszali ludzi z Kleszczówki do ciężkiej, ręcznej pracy przy przesiewaniu zboża z piasku i zanieczyszczeń – dodaje Kieczka.

Polub nas na Facebooku:
https://www.facebook.com/ZoryNM

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zory.naszemiasto.pl Nasze Miasto