Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wanda Marczewska: Prus i Żeromski przyjeżdzali do mojego dziadka (ZDJĘCIA)

Agnieszka Ciekot
Pani Wanda Marczyńska z Woli Rudzkiej jest wnuczką Władysława i Marii Kleniewskich
Pani Wanda Marczyńska z Woli Rudzkiej jest wnuczką Władysława i Marii Kleniewskich AC
O ziemiańskim życiu, wychowywanie dzieci i wielkiej miłości z Wandą Marczewską, wnuczką Marii i Władysława Kleniewskich, rozmawia Agnieszka Ciekot.

Jak to się stało, że pani przodkowie mieli w swoich rękach prawie cały dzisiejszy powiat opolski?
- Musimy cofnąć się do czasów, gdy pałac w Niezdowie (red. dziś jest to pałac znajdujący się na terenie parku miejskiego w Opolu Lubelskim) i dobra opolskie należały do Wydryhiewicza, który był rządcą w Niezdowie. Jego pani przed śmiercią zapisała mu cały majątek. Wydryhiewicz był bezdzietny i bardzo wcześnie umarł. Jedynym jego sukcesorem był szewc z Opola – bardzo biedny człowiek, nie umiejący czytać i pisać. I to on sprzedał dobra opolskie, a mój pradziadek, który pochodził z Płockiego, kupił je dla swoich dwóch synów. Młodszego Jana do którego należały Kluczkowice i starszego Władysława, mojego dziadka, który wziął pałac w Niezdowie, bo się żenił i swoją żonę chciał wprowadzić już do pałacu.

Pamięta pani swoich dziadków?
- Dziadka nie, bo urodziłam się po jego śmierci. Znam go z opowieści mamy. Do babci, do 1935 roku jeździliśmy w każdą niedzielę, w odwiedziny do pałacu. Babcia była bardzo piękną i łagodną kobietą. Ona nie wiedziała co to znaczy złość. Moja mamusia nazywała ją Marysią Połaniecką, bo była bardzo podległa mężowi. I o to nie raz miała żal do babci, bo uważała, że dzieciom dzieje się krzywda i powinno być inaczej. Ale babcia twierdziła, że wszystko co robi dziadek jest dobre.

Krzywda?
- Tak. Moja mama i jej rodzeństwo było poddane bardzo surowemu wychowaniu. Wszyscy zazdrościli pańskim dzieciom, ale naprawdę nie było czego. Dziadek był bardzo surowym ojcem. Gdy któreś dziecko nie chciało zjeść obiadu, musiało rozebrać się, położyć do łóżeczka i leżeć za karę tyle czasu aż zjadło co zostało podane. Bardzo rano też musiały wstawać. Moja mamusia, ponieważ była najstarsza, zdarzało się, że w lecie o godzinie 3 rano była z dziadkiem już w polu. Musiała też zdobyć dobre wykształcenie. Pierwsze nauki pobierała w pałacu. Potem uczyła się w Czechach, a maturę zdobyła we Wrocławiu w szkole średniej u s.s. Urszulanek.

Pani mama była szczęśliwa żyjąc w pałacowych komnatach?

- No właśnie, gdy pytałam ją na starość, w którym momencie życia była najszczęśliwsza odpowiadała, że szczęśliwa była zawsze, ale najbardziej nieszczęśliwa w pałacu w Niezdowie…

Dziadek był poniekąd dyktatorem…
- Miał takie cechy, ale tylko w stosunku do dzieci. Chciał je wychować na porządnych ludzi i to mu się udało. Był stanowczy i strasznie zazdrosny o babcię. Babunia nie mogła bywać na żadnych przyjęciach i zabawach, bo dziadek by nie zniósł, żeby jakiś inny mężczyzna obejmował ją w tańcu. W babci był bardzo zakochany. Gdy starał się o jej rękę, na jednym z balów, gdy chciał z babcią zatańczyć ona odmówiła mu. Dziadek posunął się wówczas nie do byle jakiego fortelu. Powiedział jej, że skoro on z nią nie może zatańczyć to żaden inny mężczyzna też tego nie zrobi. I proszę zgadnąć co zrobił?

Co?

- Muzykowi, który grał na fortepianie podał środek przeczyszczający. I tak, bardzo szybko skończyło się granie i tańczenie (śmiech). Dlatego w pałacu w Niezdowie nie były organizowane bale i inne imprezy. Ale nie brakowało w nim znamienitych wówczas osób.

Kto pojawiał się w Niezdowie?
- Dziadek przyjaźnił się z ludźmi kultury i takimi się otaczał. Przyjeżdżał do niego m.in. Bolesław Prus, Stefan Żeromski i Władysław Reymont. Jego serdecznymi przyjaciółmi byli: Henryk Wierciński – publicysta, ksiądz Ignacy Kłopotowski – redaktor pism „Polak Katolik” i „Posiew” oraz antropolog – Władysław Olechnowicz. Oni byli towarzystwem dziadka, nie babci. Przyjeżdżali na dysputy i prawili długie godziny.

Jak wyglądało codzienne życie w pałacu, pani dziadkowie żyli w przepychu?
- A ja wiem czy to można nazwać przepychem. Mieli podstawowe sprzęty i wyposażenie. Ściany były wyłożone marmurem, który zachował się do dziś. A na suficie znajdowały się płaskorzeźby. W pałacu pracowało kilkanaście osób ze służby. Przy pałacu swoje warsztaty miał stolarz, kowal, garbarz i ślusarz. Jedzenie nie było jakoś szczególnie wykwintne. Zawsze były dwa dania, a w niedzielę dodatkowo deser.

Jak to się stało, że niezdowski pałac dziś nie jest w rękach pani rodziny?
- Po śmierci dziadka nastąpiły tzw. działy, czyli podział majątku. Pałac dostał syn Władysław. On jednak nie chciał mieszkać w Niezdowie. Zamienił się spadkiem ze swoimi siostrami, które były zakonnicami, skrytkami – Służebniczki Najświętszej Marii Panny. Gdy ciocie zmarły, pałac stał się własnością klasztoru. Dziś nawet nie wiem kto jest jego właścicielem.

Co by nie mówić to Kleniewscy postawili na nogi gospodarkę na Powiślu.
- Powiśle na nogi postawił Jan, brat dziadka. Założył on tam pierwsze plantacje chmielu i buraków cukrowych. Wybudował cukrownię w Zagłobie. Razem z dziadkiem wznieśli też opolską cukrownię i budowali kolejkę. Lepszym gospodarzem był jednak Jan. Mój dziadek był idealistą, Jan realistą. Początkowo folwarki na Powiślu były bardzo trudne do uprawy. Wisła wylewała, ziemia nie była zmelioryzowana. Mój Dziadek podejmował wiele inicjatyw społecznych np. założył herbaciarnię połączoną z nieodpłatną czytelnią czasopism sprowadzanych z całego kraju. By nie zatrudniać w niedzielę nikogo z pracowników, w tym dniu obsługiwały wszystkich babcia z córkami.

Władysław i Maria Kleniewscy jeździli po świecie?
- Dziadkowie na podróże może i mogliby sobie pozwolić, ale nie zwiedzali świata. Ponieważ babcia urodziła 13 dzieci, tak więc średnio licząc 26 lat była w ciąży lub karmiła dzieci. Z tego powodu wszelkie wojaże były niemożliwe.

Kim byli pani rodzice?

- Mama była najstarszym dzieckiem Marii i Władysława Kleniewskich. Mój ojciec, Maksymilian był profesorem uniwersytetów we Lwowie. Mama, Wanda była nauczycielką. Pracowała we Lwowie jako wychowawczyni w internatach. Uczyła też robótek ręcznych. I tam się poznali, pobrali, i ja tam się urodziłam.

Panienka z dobrego domu poślubiła intelektualistę a nie zamożnego ziemianina? Dziadkowie nie mieli nic przeciwko?

- Dziadkowie nie byli zachwyceni tym związkiem. Choć mój ojciec miał wysokie wykształcenie to małżeństwo to uchodziło za swojego rodzaju mezalians.

Pani rodzice po ślubie mieszkali w pałacu w Niezdowie?
- Nie. Ani przez chwilę tam nie mieszkali. Początkowo mieszkali we Lwowie, a potem przyjechali na Rudę Opolską, gdzie budowany był mały domek, który przeznaczony miał być dla rządcy. I tu zamieszkali, planując obok budowę dużego i pięknego domu dla siebie. Plany nie ziściły się choć wszystko do budowy było już przygotowane.

Dlaczego, mówi pani, dzięki Bogu?

- Dzięki Bogu nie zdążyli wybudować domu, bo wybuchła II wojna światowa. Gdyby rodzice zdążyli wybudować go, to Niemcy by nas z niego wyrzucili. A tak do tej pory mieszkam w nim. I dzięki temu ocalałam i od Niemców i potem od wojsk sowieckich, które stacjonowały niedaleko.


Czytaj Kronikę policyjną Lubelszczyzny
Czytaj nasz luźny serwis - Z przymrużeniem oka

Najświeższe wiadomości z Twojego miasta prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
Prześlij nam swój artykuł lub swoje zdjęcia. Nie masz konta? Zarejestruj się!
Masz firmę? Dodaj ją za darmo do Katalogu Firm.
Organizujesz imprezę? Poinformuj nas!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na opolelubelskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto